Są tacy, co uważają, że muzyka elektroniczna odwołuje się raczej do potrzeb ciała niż ducha, że odcina się od tradycji, zapatrzona w przyszłość. Tych Aïsha Devi może wprawić w zakłopotanie, bo futurystyczne brzmienia i klubową rytmikę w naturalny sposób łączy z wielowiekowym dziedzictwem Azji – dźwiękami instrumentów rytualnych, śpiewem alikwotowym, ale też technikami medytacyjnymi, czy wreszcie samą koncepcją czasu oraz przestrzeni w muzyce. Urodziła się w Szwajcarii, ale jej korzenie to Nepal i Tybet, więc zderzenie światów, kultur i epok to w jej przypadku nie wydumany artystyczny koncept, lecz samo życie.
Recenzenci jej wydawnictw – choćby znakomitego albumu "DNA Feelings" – nie mogą się nachwalić alchemicznych talentów Aïshy, zestawiając artystkę choćby z Björk czy Arcą. Natomiast Aïsha Devi w wersji live to niepowtarzalne, wciągające doświadczenie, powrót do terapeutycznych źródeł muzyki. Magia, która działa na publiczność od Syberii przez Meksyk, po Polskę – w naszym kraju oklaskiwała ją już publiczność krakowskiego festiwalu Unsound.